Człowiek odpala maszynę, maszynę łączącą ze światem, zasiada przy stole, ruch ręki klik klik, omija wyskakujące maile, bo przecież środa, trzeba zebrać muzykę, którą twórcy zasiali i od razu jak śnieżyczkę, czy innego krokusa wczesnego, na połaci bieli oczy wypatrzyły, tego jedynego, co od pierwszych nut umarcie powoduje. Z pięć razy powtórzyłam, że już umarłam, przepadłam, że moja otwarta dziura na plecach, dziura po kuli na samym środeczku, na wysokości obojczyków, znów przepuszcza, mimo, że zaklejona, bo tamtędy mi dusza od prawie tygodnia ucieka.