16 października 2025

Nowe



Przecież wiesz, że tam, nic dla mnie nie ma. Tworzę nowe. Wyciągnęłam szufladę. Nie z komody, ale zgrabną szufladkę, najpewniej używaną niegdyś w biurach do segregowania dokumentów. Mam ją, mam ich kilka, z rupieci, które dostaję od ludzi. Wszystkie te zapomniane starocie, walające się w piwnicach, garażach i przydomowych komórkach. Teraz u mnie, też się walają. I porzuciłabym  te asamblaże, dioramy, kolaże, instalacje, rozpoczęła nowe, jak życie od nowa, z rzeźbą, ale mi szkoda tych ludzkich starań, pchlich targów odwiedzania i wydzwaniania do mnie, 10 minut przed przybyciem Bolta, kiedy prasuję ostatni skrawek sukienki, bo za pół godziny odjeżdża mój pociąg w nieznane, a jednak znane. Nic nowego. Tylko, czy ta ilustracja będzie dobra? Pyta Irenka. Zdjęcie ci wysłałam. Tak, tak będzie dobra, dziękuję. Bo pan mówi, że to rycina pochodząca z jakiejś starej książki i już szukam w głowie, co z tego zrobię, matko jedyna, żelazko w ręku, w drugiej ten skrawek, trzeciej ręki nie ma, a trzeba wysłuchać, usłyszeć, podziękować. Tak, kup proszę. Pociąg nie poczeka, nic nigdy nie czeka. I co z tą szufladą? Spod ściany przygląda się lalka. Zrywam z niej czepek, jakiś kołnierzyk, urywam głowę, maluję na biało, oczy były i już nie ma, zupełnie jak moje, twoje, twarzy nie będzie, każdy zobaczy to, co nosi w sobie. Nie wiem co dalej i ile jeszcze. Wyspokoić się muszę w sobie. Umazana w białej farbie, prawie jak w błocie. Odtwarzam w głowie wczorajszą rozmowę z Ulcią, pisałam do niej: jak będziesz w Bolcie, to daj znać, wstawię ziemniaki. Odpowiada: całe życie taplam się w błocie. Bolt za minutę, myśli już się bronią, czytam ponownie, napisałam: jak będziesz w błocie... śmieję się i uciszam myśli. Lalka bialutka, za bardzo, białogłowa jak z muzeum tamtego. Nie może być rozpoznana, że z PRL-u. Porzucam, wracam, porzucam. Zupełnie jak w życiu, odkładam na jutro. Puchatek: wiesz Tygrysku, ja tak naprawdę Prosiaczka nie lubię - nie chcesz, to nie jedz.