05 grudnia 2025
Pożar
Rzeczy bardziej
Rzeczy bardziej, to iluzja, nie wiem, być może życie zatoczyło koło i jestem w punkcie sprzed, gdzie pragnienia utworzyły w głowie nagrodę, wyobrażone było motorem do działania i odczuwania, a wszystko co się wydarzało i żyło, było kierowane moim złudzeniem. To był jakiegoś rodzaju mechanizm obronny. Niemniej jednak, był to dobry czas. Czas poznania siebie, zajrzenia tak głęboko, że już oczy nie widzą, tylko serce drga rytmem, którego próbuję się uczyć, odczuwać, uciszać. Można, naprawdę można sobie zaprojektować życie wewnętrzne, nauczyć się czytać znaki, rozwinąć jakieś zdolności metafizyczne i czuć się dobrze sama ze sobą, nawet przeżywając smutek, dramat. Bo wewnętrzna projekcja to nie tylko światło, tu rodzą się zwątpienia, podszepty, niezrozumienie, wszystko, w czego posiadaniu, okazało się, była moja psychika, albo mniej przyziemnie - dusza, dysponowałam narzędziami "nie z tego świata". Człowiek to jednak dramat, sztuka odgrywana od środka, która potrafi zabić. Samozniszczenie na życzenie i ja to uczyniłam. Ale wiecie, przyszedł czas taki, że to wszystko, coraz rzadziej karmione, coraz częściej ranione, zaczęło obumierać. Próbowałam ratować, z drugiej jednak strony, chciałam żyć życie, nigdy nie wiem, czy następnego dnia się jeszcze obudzę i ile czasu mam przed sobą, ile miłości we mnie te doświadczenie zebrało, jak nauczyłam się życie i wszystko w okół szanować. I idę z tą miłością i ludziom oddaje, przelewam i im więcej, tym bardziej ona we mnie dorasta. I dopóki mam to w sobie i potrafię dawać, to będę żyła, by nie myśleć każdego dnia o tym, że ziemia na mnie czeka.
Zapis z transkrypcji
15:01
I to znowu gdzieś poza normalnym obrotem rzeczywistości powraca, gdzieś znowu przepuszcza ta stróżka światła, metafizyczność mnie pociąga. No i wiadomo, coś tam w głowie sobie projektuję przyglądając to wszystko, ale codziennie staram się wstawać z tą myślą, że to znowu jakieś moje pragnienia, urojenia na wierzch (tu translator zapisał wierzby ) wypływają, że może bym chciała tak znowu czytać bez słów, rozmowy w sobie odczuwać.
Że to nie jest naprawdę tym co mi się wydaje. Niemniej bardzo miłe są takie podróże i tak właśnie znalazłam tego Nilsa. Nigdy bym tego nie napisała, co teraz nagrywam, co teraz mówię, a wiecie co robię? właśnie kroję boczek, tak i przy tym krojeniu, własne myśli kroję, własne wspomnienia, uczucia. I to powraca, ja nie chcę żeby powracało. Nie chcę, to niepokoi moje życie, lubię swoje życie, nie chcę tej przeszłości, chce się od tego odciąć, nawet jeżeli coś miało pozaziemski wymiar. Nie mogę zaprzeczyć, miało, ale ile urojeń moich w tym było, to tylko ja wiem, albo nie wiem. No właśnie, teraz cebula. Teraz będę kroić cebulę więc sobie popłaczę trochę.
15:07
(Pewnie teraz leciał utwór Hammers Nilsa, skoro o nim gadałam).
Bardzo lubię młoteczki nilsowe, to taki utwór, który między jednym a drugim uderzeniem (translator leżeniem zapisał) jakąś chwilę akcentuje, że coś trwa, coś nowego, wciąż podąża raz dwa raz dwa. Berni niestety nie lubi, nie, że nie lubi Nilsa, kiedyś już ustaliliśmy, że najsampierw Nils, a potem On (śmiech). Ale drażni, drażni Go może powtarzalność tego rytmu, gdy te młoteczki uderzają pach pach pach, w ogóle bardzo dużo rozmawiamy o muzyce, jak gdyby dzieląc się naszymi odczuciami muzycznymi, poznajemy w ten sposób też, ten wielki świat uczuć, jego kolory, które kryją się w każdym człowieku i w każdym są inne, siebie poznajemy, bo to ważne, jaka muzyka gra w sercu. Dyskusje o muzyce, no nie tylko zachwyty, bo i narzekania. Lubimy nawet trochę się sprzeczamy. Bo coś mi się nie podoba, co jemu bardzo gra i on już 150 raz mi powtarza że, że to jest dobre, drepcze po salonie, głowę wznosi w zachwycie w tych swoich wielkich słuchawkach, odcinających Go od świata i od życia, czasami ode mnie, która ma akurat dużo do powiedzenia (śmiech) i tak drepcze, w powietrzu gra na różnych instrumentach i ja już wiem, że go unosi, ale ten 151 raz muszę powiedzieć prawdę, że to nie gra we mnie i już. Dobra, mamy też swoją playlistę domową, do której zawsze uzgadniamy co dodajemy, co chcemy by grało w tle naszego życia. Muzyka muzyka to jest życie, prawda? I widzicie, ja nawet w monologu dygresyjnie odpływam i pewnie nic tu ważnego nie ma i mnie się też już na ten moment takie wydaje.
Jeśli uznacie mnie za chorą psychicznie...
Ten kolaż, wisi u nas w toalecie.
Do rzeczy bardziej
you look like rain
04 grudnia 2025
Preludium do rzeczy bardziej
Nils Frahm live at la Villette Sonique 02 06 2014
Dzień dobry osobo odbierająca. Tak mnie przywitał Tata. Jakieś milczenie we mnie przez chwilę, jakiś zgrzyt, bo chyba nigdy nie pogodziłam się z przeszłością, z uczuciem odrzucenia, które nadal nie wiem, czy nie istniało tylko w mojej głowie. Pewnie tylko.
Przecież jestem Twoją córką!? powiedziałam. Już chciałam powiedzieć: przecież wiesz co urodziłeś, przecież wiesz, co spłodziłeś, chociaż z obiema wersjami, to galop myśli raczej, przystosowany do wariactwa bezosobowego, aby wejść z nim w drogę sarkazmu. Powiedziałam - przecież wiesz kogo wychowałeś, nadal jestem Twoją córką, nie osobą.
- Tu bym polemizował, bardzo muszę się pilnować, by zwracać się bez określenia płci, bo będą karać, nawet przez telefon :)
Oczywiście, to wszystko żarty, ale ile wspomnień obudziły takie niewinne słowa.
Teraz sobie myślę, że córka nadal określa płeć, więc jak to będzie?
Ale nie o tym chciałam, to wpadło w międzyczasie (tata zadzwonił) w pierwszą literę zapisania tu moich rozmyślań, które od nocy, od tygodnia, roku, 10, 15 lat snuję. Ale najpierw noc. Wspominałam, że ludzie różne ścieżki u mnie wydeptują i to właśnie z tego ich dreptania, euforia nocna przyszła, bo ktoś wygrzebał Nils Frahm live at la Villette Sonique, to jest najwspanialsze nagranie koncertowe, które mnie kiedyś rozpuściło i przepadłam w miłości do Nilsa Frahma. I możecie odmówić sobie jego usłyszenia, a najlepiej z wizją zobaczenia, ale żaden inny koncert, nie zastąpi tych emocji, które odkryłam tutaj. No może, jeszcze podobne, można znaleźć Nils Frahm Boiler Room x Dimensions Opening Concert Live Set Oczarowana, oniemiała, jak może brzmieć muzyka, jak można ją grać, całym sobą. I żadne nagranie, zapis koncertowy, czy nawet studyjny, nie jest taki sam. Odkryłam, że nawet oddech, przełknięcie śliny, zmrużenie oczu, czy szmer, przyczynia się do nowej interpretacji utworu u Nilsa. Zatrzymanie, powolniejszy dotyk klawiszy i już Nils, jakby zaczynał zupełnie na nowo. Zapis zniknął z bloga i mojej playlisty, ale pozostał tytuł (nocą wypłynął) i znalazłam, bo ktoś przed usunięciem przez Arte, zarządzającego Nilsowym zapisem koncertu, skopiował i ponownie udostępnił. Matko i rozpisuję się o Nilsie, a to miało być tylko preludium, do innych rzeczy, powiązanych ze słuchaniem "odkrywkowym" z mojego bloga.
Obiecuję wieczorem dokończyć. Póki co, posłuchajcie Nils Frahm live at la Villette Sonique
.jpg)
