22 grudnia 2025

Winda

Nie oddycham już w całości, oddycham fragmentami, jakby każda chwila była osobnym organizmem. Będę kimś innym, zanim dotrzecie do kropki, to pewne, ruch mnie definiuje tylko na moment, potem go zdradzam. Zlizuję wczoraj, resztki, okruchy, smak, który nie chce odejść. Dochodzę, wracam, 19:08 zapis, nie wyjaśnienie, migotanie pod skórą, dreszcze, nie do uciszenia, powrót, oddech i znowu. Idę, podwórko, plac zabaw, wabik. Muzyka gra, ale nie prowadzi, jest tłem, jak ściana, o którą opiera się życie. Jestem w środku i obok jednocześnie, uczestniczę bez przynależności. Nie widzę śladów. Winda unosi mnie jak huśtawka dla dorosłych, odkrywa więcej, niż powinna, ale przecież już wiem, wiedza przyszła od środka, wcześniej niż zgoda. Seksowny jest umysł, nie ciało, nie dźwięk, choć ten na manowce zabiera, nie gest, umysł, który drga, zanim dotknie. Reszta przychodzi potem, zawsze potem. Życia potrzeba wiele, żeby móc tak iść, bez obietnicy, bez formy ostatecznej. I tak nie będzie, zmieni się wszystko, albo nic.








Małe sprzeciwy jak kamyki w bucie, pamiętam, że idę, nie jestem niesiona. Nie ma buntu, raczej odruch obronny, cichy, codzienny, ratujący przed zastygnięciem. Moja tożsamość jest naszkicowana ołówkiem, można ją poprawić, zostawić niedokończoną, nie oprawiajcie mnie w ramkę, przestaję oddychać. Jestem nieostateczna, jakby chwilowa, w drodze, nie niszczę siebie zgodą na wszystko.