Wczoraj, jakoś bez entuzjazmu przyjęłam wiadomość o nowej płycie BONOBO (dlatego jej tu nie prezentowałam), a to, ze względu na CIRRUS, który okazał się dla mnie porażką. Więcej nadziei, zbudowałam w sobie, słuchając Bonobo w duecie z Eryką Badu.
Dziś posłuchałam już utworów w całości, (nadal słucham) bo to, co było dostępne, w próbkach do odsłuchu przed zakupem, w żaden sposób mnie nie zachęciło, a tym bardziej bym nie kupiła tej płyty.
Dziś natomiast zwrot, o 180 stopni...w całości słuchane utwory, smakują wybornie, oczywiście też są różne w tym smaki... te słodsze, z wyraźnym Bonobo'wym akcentem, są oczywiście naj. Ale co zrobić, lubię takiego Bonobo jakiego już znam. Co też, wcale nie skreśla u mnie, jego nowych, twórczych poczynań... jednak do tego, będę musiała dojrzeć...:)
+ pozostałe 2 utwory o których wspomniałam powyżej
Ho Ho Ho...i jeszcze jeden cieplusi zszedł przed sekundą, no dobra 15 sekundami, plus 4 minuty :P
ten mi się słyszy...pomyśle o nim...zamknę oczy i zobrazuję (może)
Ile, ile razy jeszcze tu przylezę?...chyba już ostatni, tak sobie myślę, najlepsze zostało na koniec...więc proszę
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz